W dzieciństwie często jadłam na śniadanie placki na słodko. Zazwyczaj z lenistwa był smażony jeden duży, gruby i chrupiący placek, który nazywaliśmy "grzybkiem". Uwielbiałam jak ciasto wewnątrz placka było kleiste wręcz surowe. Nie mam pojęcia co mnie pociągało w tej surowiźnie. Moje dzieci natomiast preferują małe placuszki z cukierem puderem :) usmażone na złoto. Rytualnie posypują placki obfita ilością cukru pudru, dosypując go z każdym kęsem. Ja uwielbiam je jeść z dżemem brzoskwiniowym a latem z owocami a mój mąż z poszatkowanym jabłkiem. Robią się niezwykle szybko i jeszcze szybciej znikają z talerza.
Ciepłe, chrupiące z zewnątrz a zarazem mięciutkie w środku.
Składniki:
- jajko
- 4 kopiaste łyżki mąki
- mleko
- 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia lub sody
- olej do smażenia
- cukier puder do posypania
- owoce bądź dżem
Proszek do pieczenia można zastąpić ubitą na sztywno pianą z białka. Ja wybieram opcję dla leniwych :)